tom I
Na przełomie XIX i XX wieku w dalekiej Ameryce stosunkowo niewielka grupa emigrantów stworzyła przemysł, który sto lat później będzie rządził światem. Nie ma takiej armii, rządu lub kapitału, który w dzisiejszej dobie mógłby przeciwstawić się potędze mediów. Nie oszukujmy się, to one decydują kto zostanie następnym prezydentem, a kto wyląduje w więzieniu, który rząd utrzyma się przy władzy a który pójdzie w zapomnienie, czy waluta pójdzie w górę, czy poleci na łeb ciągnąc za sobą wielkie banki, gdzie pojedziemy na wakacje, co zjemy i co będziemy nosić w przyszłym sezonie. Jedyny element naszego codziennego życia do tej pory skutecznie opierający się przemysłowi medialnemu to… pogoda.
Pollywood. Jak stworzyliśmy Hollywood to pierwszy tom z serii książek o twórcach amerykańskiego przemysłu medialnego: filmu, radia i telewizji, teatru, opery, animacji i reklamy, literatury i szkolnictwa, turystyki, mody… nawet kosmetyków. Kim byli ci ludzie, co ich łączyło a co dzieliło? Była to niewątpliwie niezwykła grupa. Konkurowali ze sobą w sposób bezpardonowy, zwalczali się wzajemnie jak mogli, oszukiwali jeden drugiego, gdy tylko nadarzała się ku temu okazja, ale w momencie zagrożenia z zewnątrz zapominali o niesnaskach, tworzyli wspólny front i dawali odpór przeciwnikowi… tylko po to by chwilę później znowu wbijać sobie noże w plecy.
Wykształcony w powojennej Polsce autor w 1968 roku podzielił los swoich bohaterów i zdążył kilkunastu z nich jeszcze poznać osobiście. Z grupy ponad stu Andrzej Krakowski bierze pod literacki mikroskop dwadzieścia jeden postaci i opisując ich życie oraz kariery wnikliwie bada losy i charaktery pionierów Hollywoodu. Co nimi kierowało, skąd przyszli i dokąd doszli. Uciekali od prześladowań, biedy i przemocy. Zaczynali od niczego i zbudowali olbrzymie fortuny. Dlaczego właśnie oni, a nie Francuzi, Włosi, Irlandczycy, Chińczycy czy Skandynawowie stworzyli amerykański przemysł filmowy? Napisane w gatunku literatury faktu, seria Pollywood w wartki sposób opisuje i pokazuje jak podziały i ślepa nienawiść w jednym kraju stają się twórczą pożywką tworzącą bogactwo w innym. Bo prawdą jest, że gdyby nie przemoc i bezsensowne uprzedzenia Hollywood byłby dzisiaj dzielnicą Warszawy lub Krakowa.
tom II
„Polacy nie gęsi i swój język mają,” mawiał Mikołaj Rej. Tylko język? Cały światowy przemysł medialny, twierdzi Andrzej Krakowski w swojej kolejnej książce Pollywood II: uciekinierzy w raju. Jedenaście postaci praktycznie nie znanych polskim czytelnikom, jedenaście fascynujących historii o wkładzie Polaków w rozwój mediów.
Gdy Pola Negri – powszechnie uznawana za pierwszą Polkę, która podbiła Hollywood – we wrześniu 1922 roku przybyła z fanfarami do Nowego Jorku, inna jej rodaczka od kilku już lat święciła triumfy na Broadwayu oraz biła rekordy popularności i wysokości gaży. Nazywała się Gilda Gray, urodziła w Krakowie i wymyśliła shimmy. Gdy władze stanowe uznały go za niemoralny i nielegalny, 16 000 mieszkanek Filadelfii na znak protestu wyszło na ulice by publicznie odtańczyć zakazany taniec. Burmistrz zwariował…
Co mają wspólnego dwa dzisiejsze wielkie koncerny medialne Universal i Warner Brothers z beczką solonych śledzi w delikatesach rodziny Dintenfassów w Fildelfii? Zadziwiająco wiele, gdyż to tam właśnie doszło do spotkania Marka M. Dintenfassa rodem z Tarnowa i emigrantem z Wirtembergii Carlem Leammle. I kto by pomyślał, że słynne Szczęki mają również galicyjskie korzenie...
Nie byłoby dzisiaj amerykańskiej animacji i Walt Disney nie miałby komu podkradać najlepszych animatorów gdyby nie talent Maxa Fleischera z Krakowa. A aktorzy prawdopodobnie nadal używaliby piachu, słomy oraz pasty do butów do charakteryzacji gdyby nie urodzony w Łodzi (a może w Zduńskiej Woli) inny Max--- Max Factor, pierwszy rodem z Polski zdobywca Oscara i twórca przemysłu kosmetycznego.
Dziesięć postaci, opisanych w pierwszym tomie Pollywoodu oraz jedenaście z Uchodźców w raju są nadal zaledwie kroplą w morzu wpływu jaki wywarli nasi rodacy na rozwój przemysłu medialnego w Stanach Zjednoczonych i na świecie. Praktycznie nie ma takiej dziedziny w filmie i mediach, której – cofając się w czasie – korzenie nie sięgałyby obecnej lub przedrozbiorowej Polski. Może wartoby ich wszystkich odgrzebać z zapomnienia.
Autor: Andrzej Krakowski;
Projekt graficzny: Ryszard Kajzer:
Liczba stron: 528/640;